środa, 12 września 2012

Dzień 7

Caminha-Tui
O dziwo wstaje bez bólu ścięgna ( o dzięki Ci, św. Jakubie!), wiec już jest ok. Przyspieszam trochę, humor zresztą też o niebo lepszy niż wczoraj i bardzo szybko jesteśmy w Vila Nova de Cerveira. Niestety potem już gubię trochę siły, z powodu pięknych widoków i prażącego słońca, które mówi do mnie ciągle "zwolnij trochę, przecież tu jest tak pięknie!", zwalniam, co oczywiście jak zwykle nie podoba się M. Ja jednak słucham swego serca (i bardzo dobrze na tym wychodzę!), dochodzi między nami do niewielkiego spięcia, mówię co myślę, a mianowicie, że mam już tego dość, że nie każe jej na mnie czekać i dla mnie ta Droga to nie zwyczajna wyprawa, ani jakiś wyścig szczurów. Zaczynamy osobną wędrówkę i muszę przyznać, że bardzo mi to odpowiada, w końcu mam czas na refleksje, której tak potrzebowałam. Ta droga jest dla mnie niesamowita. Po pierwsze rozkoszuje się cudownymi widokami, wszechobecną zielenią, ciszą, po drugie wyciszam się, zaprzyjaźniam z samą sobą i samotnością, której kiedyś tak nienawidziłam, a także otwieram się na ludzi, do każdego podchodzę z uśmiechem na twarzy, bez jakichkolwiek uprzedzeń i myśli w mojej głowie "ciekawe co sobie o mnie pomyśli?", niestety kiedyś tak bardzo często robiłam, ale teraz ewoluuje. Mam wrażenie, że coś się w środku dzieje, zachodzą we mnie zmiany, czuję to całą sobą. Każdy widok (nawet najzwyczajniejszego drzewa, domu) sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Każda rozmowa z drugim człowiekiem, nawet jeśli porozumiewamy się każdy w innym języku, jest to dla mnie ciekawym i niezwykłym doświadczeniem. Zmieniam zdanie o ludziach, w sumie szkoda, że tak daleko od Polski, ale na prawdę mentalność tych ludzi wzrusza mnie i zaskakuje, jest tak inna od naszej. Nikt nie odmówi pomocy, wręcz sami ją proponują. W drodze do Tui poznaje Portugalczyka-pilota (szkoda, że nie mój przedział wiekowy, haha), bardzo miły człowiek, oboje próbujemy pogadać po angielsku, choć on średnio mówi, ale mnie rozumie i potrafimy się porozumieć i właściwie nasza pogawędka była na prawdę bardzo ciekawa :) Właśnie to kocham, poznawać nowe osoby, bez względu na mój czy ich wiek, bez względu na poglądy i cokolwiek innego. Tak w ogóle czytałam gdzieś, ze w Portugalii człowiek prędzej porozumie się po angielsku niż w Hiszpanii. A ja będąc zaledwie w Tui ( czyli już Hiszpania :) ) parę godzin zauważam, ze z Hiszpanami jakoś tak łatwiej to przychodzi. W ogóle dzień jakiś taki przełomowy, w którym ulżyło mi, bo wiem, że już jestem w Hiszpanii ( a wystarczyło tylko przejść przez most!) i za mną już połowa, oczywiście chce, żeby moja Droga trwała w nieskończoność, bo czuje się rewelacyjnie z tymi ludźmi, w tych pięknych miejscach, ale niestety podjęłam złą decyzje, mam już bilet i niestety tego już nie zmienię. W Tui również spotykam bardzo miłego chłopaka, z którym chwilę rozmawiam po angielsku - mówił na prawdę bardzo dobrze, o czym nie omieszkałam mu powiedzieć :) I to już nie chodzi o to, że był przystojny (wszyscy Hiszpanie są :p), coś miał w sobie, że do dnia dzisiejszego dobrze go wspominam :)

1 komentarz: